czwartek, 24 stycznia 2013

Zimowych obiadów ciąg dalszy.

Tym razem dzielę się fajnym patentem na skwarki dla tych wszystkich, którzy skrycie, lub całkiem otwarcie jak ja tęsknią za smakiem mięsnych potraw. Może mało to odkrywcze, ale drobno pokrojone w kosteczkę wędzone tofu przysmażone mocno na chrupiąco smakuje jak ... skwarki. W Niemczech są jak najbardziej znane i lubiane, szczególnie jako dodatek do równie lubianego puree ziemniaczanego.

A ponieważ na Gwiazdkę dopadła mnie podła grypa, mam trochę stracha i czuję potrzebę wzmocnienia odporności. Niestety mój zimowy kłopot to warzywa i owoce bez smaku, które nawet w sezonie traktuję po macoszemu jako kolorowy dodatek do białka i węglowodanów (czyli prawdziwego jedzenia). Niejako rozwiązuje tę trudność całoroczna brukselka i oczywiście mrożony szpinak, love of my life.

Przepis oczywisty, zaserwuję więc tylko apetyczne zdjęcie.




Guten Apetit!

4 komentarze:

  1. Ja mrożonego nie trawię, ale świeży szpiaczek jest boski. Brukselka też daje radę.

    Nie jadłam jeszcze wędzonego tofu, ciekawa ta skwarkowa wersja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmm, skwareczki. Do tego jeszcze gotowane ziemniaki (lub puree właśnie), trochę podsmażanej cebulki i nie trzeba wcale dużo więcej.

    Chociaż nie zgodzę się, jest trochę świeżych warzyw, nawet krajowych, a do tych skwarek widzę surówkę z tartej marchewki i kolendry. To dopiero coś, pyszności.

    Albo gotowane buraki, niezły przysmak. Doskonałe z wegańskim majonezem.

    OdpowiedzUsuń
  3. fuj- to zdjęcie nie jest niestety wcale apetyczne :(

    OdpowiedzUsuń