Jak zwykle przykro mi, że nic nie piszę od dawna, ale nadal pochłania mnie bardziej mój drugi (a wkrótce może i trzeci) blog z opowieściami i inne sprawy, jak życie codzienne, miłości, aktywizm, edukacja, pies, twórczość, muzyka, praca. Na gotowanie wymyślnych frykasów brak już w tym wszystkim czasu, a i ja już dawno straciłam zapał do wielogodzinnej gimnastyki między dechą do krojenia a zlewem i żonglowania garnkami po to tylko, żeby napchać brzuch. Postawiłam na moje ulubione kluchowe królestwo, do którego zaszczytnie dołączyły wegańskie i tanie (75c za paczkę) włoskie kluchy gniocchi. Jeśli uda się komuś dostać je w PL to polecam, już zresztą o nich raz pisałam tu.
Bywa jednak, że uda nam się w naszym szalonym projekcie znaleźć dość czasu i chęci na gotowanie i wtedy niespodziewanie robi się z tego mała wegańska uczta.
Przez pewien czas wielkim hitem były naleśniki wielosmakowe. Zamiast nadzienia zasmaża się je po prostu z pożądanymi składnikami i serwuje z pastą, sosem albo cukrem i cynamonem.
NALEŚNIKI ZASMAŻANE
Ciasto na naleśniki (najprostsze: woda/mleko, mąka biała pół na pół z pełnoziarnistą lub owsianą/gryczaną, 2 łyżki oleju i szczypta cukru i soli ) wylewamy na patelnię i jak najszybciej kładziemy na wierzch plasterki jabłek lub innych owoców, posiekaną cebulę, plasty tofu lub co nam przyjdzie do głowy tak, żeby zatopiły się w cieście. Następnie odwracamy i pozwalamy się im smażyć chwilę na drugiej stronie.
Na zdjęciach kolejno:
z cebulą i pastą kanapkową
z jabłkiem
z jabłkiem i cukro-cynamonem
z wędzonym tofu i cebulą.
Szybko, łatwo i sycąco. Na tyle, że taguję zarówno na śniadanio-kolacje jak i na obiad. Miłego opychania!
Mmmm, dokładnie jestem w stanie sobie wyobrazić jak smakują pozycje 1 i 4. Sorry, ale jak naleśniki, to TYLKO na słono.
OdpowiedzUsuń