czwartek, 24 stycznia 2013

Zimowych obiadów ciąg dalszy.

Tym razem dzielę się fajnym patentem na skwarki dla tych wszystkich, którzy skrycie, lub całkiem otwarcie jak ja tęsknią za smakiem mięsnych potraw. Może mało to odkrywcze, ale drobno pokrojone w kosteczkę wędzone tofu przysmażone mocno na chrupiąco smakuje jak ... skwarki. W Niemczech są jak najbardziej znane i lubiane, szczególnie jako dodatek do równie lubianego puree ziemniaczanego.

A ponieważ na Gwiazdkę dopadła mnie podła grypa, mam trochę stracha i czuję potrzebę wzmocnienia odporności. Niestety mój zimowy kłopot to warzywa i owoce bez smaku, które nawet w sezonie traktuję po macoszemu jako kolorowy dodatek do białka i węglowodanów (czyli prawdziwego jedzenia). Niejako rozwiązuje tę trudność całoroczna brukselka i oczywiście mrożony szpinak, love of my life.

Przepis oczywisty, zaserwuję więc tylko apetyczne zdjęcie.




Guten Apetit!

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Kluchy ziemniaczane, czyli obiad z niczego

Zupełnie przypadkiem znalazłam też jeden nieopublikowany post. Do zimy, nawet tak marudnej i słotnej jak u nas w tym roku oraz do kluchofilozofii, pasuje jak ulał.
W jeden z takich dni, kiedy wraca się do domu w weekend wieczorem, pobliskie sklepy już zamknięte, sił niewiele, a w brzuchu jest bardzo pusto, bardziej nawet niż w lodówce, udało mi się zrobić całkiem zadowalający, sycący i bardzo zimowy obiad.
W lodówce znalazłam : kilka ziemniaków, parę cebuli i pora. W szafce trochę mąki ziemniaczanej i pszennej. Robi się tak:



KLUCHY ZIEMNIACZANE

ziemniaki
mąka pszenna/ziemniaczana
sól

Ziemniaki trzeba obrać, zetrzeć na drobnej tarce i trochę posolić, żeby puściły sok. Następnie dodajemy trochę wody i mąkę/i w ilości potrzebnej do uzyskania gęstego ciasta. W garnku gotujemy dużo wody, solimy i kiedy zacznie się gotować,nakładamy łyżką trochę masy i wrzucamy na próbę jeden klusek. Jeśli po wypłynięciu gotuje się chwilę (3-5 min. w zależności od wielkości) i nie rozpada się, można gotować dalej. Jeśli się rozpadnie, trzeba dodać do masy więcej mąki.


W międzyczasie podsmażyłam pora z cebulką i dodałam do ugotowanych klusek. Naprawdę można się tym najeść. Gdyby w domu było coś jeszcze, to zjedlibyśmy z sałatką, ale nie było.

wtorek, 8 stycznia 2013

Nowy Rok i stare zmartwienia

Jak zwykle przykro mi, że nic nie piszę od dawna, ale nadal pochłania mnie bardziej mój drugi (a wkrótce może i trzeci) blog z opowieściami i inne sprawy, jak życie codzienne, miłości, aktywizm, edukacja, pies, twórczość, muzyka, praca. Na gotowanie wymyślnych frykasów brak już w tym wszystkim czasu, a i ja już dawno straciłam zapał do wielogodzinnej gimnastyki między dechą do krojenia a zlewem i żonglowania garnkami po to tylko, żeby napchać brzuch. Postawiłam na moje ulubione kluchowe królestwo, do którego zaszczytnie dołączyły wegańskie i tanie (75c za paczkę) włoskie kluchy gniocchi. Jeśli uda się komuś dostać je w PL to polecam, już zresztą o nich raz pisałam tu.
Bywa jednak, że uda nam się w naszym szalonym projekcie znaleźć dość czasu i chęci na gotowanie i wtedy niespodziewanie robi się z tego mała wegańska uczta.

Przez pewien czas wielkim hitem były naleśniki wielosmakowe. Zamiast nadzienia zasmaża się je po prostu z pożądanymi składnikami i serwuje z pastą, sosem albo cukrem i cynamonem.

NALEŚNIKI ZASMAŻANE
Ciasto na naleśniki (najprostsze: woda/mleko, mąka biała pół na pół z pełnoziarnistą lub owsianą/gryczaną, 2 łyżki oleju i szczypta cukru i soli ) wylewamy na patelnię i jak najszybciej kładziemy na wierzch plasterki jabłek lub innych owoców, posiekaną cebulę, plasty tofu lub co nam przyjdzie do głowy tak, żeby zatopiły się w cieście. Następnie odwracamy i pozwalamy się im smażyć chwilę na drugiej stronie.

Na zdjęciach kolejno:

z cebulą i pastą kanapkową

z jabłkiem

z jabłkiem i cukro-cynamonem

z wędzonym tofu i cebulą.

Szybko, łatwo i sycąco. Na tyle, że taguję zarówno na śniadanio-kolacje jak i na obiad. Miłego opychania!